Witajcie! Jako że moja publikacja przypadła akurat w tym świątecznym dniu, na wstępie życzę Wam, aby te święta wielkanocne wniosły do Waszych serc wiosenną radość i świeżość, pogodę ducha, spokój, ciepło i nadzieję.
Dzisiaj chciałam Wam pokazać metamorfozę zwykłego plastikowego zegara z sieciówki. Postawiłam bardziej na zabawę kolorem, niż bogate zdobienie, by zegar nadal spełniał swoją funkcję ;)
Najpierw delikatnie przeszlifowałam całą podstawę, by kolejne media miały lepszą przyczepność. Całość pokryłam białym gesso, następnie naprzemiennie kładłam crackle oraz ziarnistą pastę i zostawiłam na noc do przeschnięcia. Fajny efekt uzyskałam, dzięki celowemu przegrzaniu nagrzewnicą miejsc, w których była pasta ziarnista. Pod wpływem tak wysokiej temperatury pojawiły się jeszcze większe pęcherze i bruzdy, które po zaprzestaniu suszenia ani nie wróciły do swojej pierwotnej formy ani tym bardziej nie zrobiły się wklęsłe, jak widać podczas przegrzewania np. pasty modelującej. Dzięki temu płaska powierzchnia zegara nabrała jeszcze bardziej skorodowanego, warstwowego charakteru ;)
Kolejny etap to koloryzacja. W ruch poszły kolorowe fluidy, których używałam zarówno w postaci skoncentrowanej, jak i rozrzedzone z wodą. Kolory bez problemu się mieszają i przechodzą łagodnie z jasnych do intensywniejszych barw. Zewnętrzną ramę zegara potraktowałam metalicznymi farbkami w kolorach miedzianym i turkusowym, by jeszcze bardziej podkreślić efekt skorodowanej blachy.
Tekturki, za pomocą gąbeczek do tapowania, pokryłam naprzemiennie różnymi pasującymi do całości fluidami, przetarłam metallic lustre i po wyschnięciu wypolerowałam miękką ściereczką.
Ot i cała geneza tego zegara ;) Do tego parę " antycznych " gwoździ tapicerskich i zegar dumnie odmierza czas w nowej " skorodowanej " szacie :)))
Pozdrawiam!